niedziela, 12 marca 2017

Rozdział 8

-A oprócz Karola i Andrzeja znasz jeszcze jakiegoś siatkarza?- zapytał zaciekawiony.
-Bartmana i Kubiaka- odpowiedziałam.
-Skąd?- matko, jaki niedomyślny!
-Z Warszawy. Michał, Zbyszek i Karol grali razem w Politechnice. A Andrzeja poznałam przez Kłosa- wyjaśniłam. Chyba załapał. Uff... A już myślałam, że jest on bardziej kumaty.
-A, no to wszystko jasne!- stwierdził. Załapał! Po odtańczeniu w myślach macareny zwycięstwa dokończyłam posiłek i opuściliśmy restaurację. Po kilku minutach byłam w domu.
-Dzięki za obiad, do jutra- powiedziałam i miałam wysiadać, kiedy usłyszałam:
-To o której mam jutro po ciebie być?- że co? O co mu przepraszam bardzo chodzi? Teraz to ja nie ogarniam, super.
-A po co miałbyś po mnie przyjeżdżać?- zapytałam nie ukrywając zaskoczenia.
-No miałem być twoim szoferem przez tydzień- przypomniał. Faktycznie! Zapomniałam!
-Wiesz co, odpuśćmy sobie to. Lubię jeździć moim autem, prowadzić. Sprawia mi to sporą przyjemność- uśmiechnęłam się.
-Serio?
-Tak. Odpuszczam ci różowy strój. Do jutra.
-Cześć- uśmiechnął się. Już miałam zamykać drzwi, kiedy usłyszałam- Laura!
-Tak?
-Nie jesteś taka zła, jak się na początku wydawało.
-Ty też nie- odparłam i ruszyłam do klatki. W mieszkaniu zrzuciłam z nóg szpilki, zdjęłam marynarkę, zabrałam dokumentację medyczną chłopaków i z laptopem na kolanach rozwaliłam się na kanapie. Kiedy kończyłam układać plan treningu dla Bednorza, poczułam, jak głodna jestem. Spojrzałam na zegar 23:30. Matko! Tak późno? A ja muszę jeszcze ułożyć plany dla Winiarskiego, Wlazłego i Uriate. Cholera. No nic. Zarwę nockę i jutro odeśpię, w końcu do pracy idę dopiero na 16, więc dam radę. Wstałam, aby zrobić sobie coś do jedzenia. Po kilku minutach szczęśliwa z kubkiem kawy i talerzykiem kanapek znów usadowiłam się przy laptopie. Dwie godziny później zamykałam sprzęt. Na jutro zostawiłam sobie wydrukowanie tego. Dzisiaj już nie mam siły. Przebrałam się w piżamę i poszłam spać.
Rano. Znaczy, o 12. Ale jak na osobę, która zasnęła koło 2, to jest rano, tak? Tak. Bez dyskusji. Dobra, nie ważne. Kiedy wstałam, pierwszym co zrobiłam, było poczłapanie do łazienki, gdzie wzięłam odprężającą kąpiel. Potem zawinięta w ręcznik, z rozpuszczonymi, mokrymi włosami ruszyłam do kuchni. Wstawiłam wodę na kawę i zrobiłam sobie kanapki z twarożkiem. Następnie z całym śniadaniowym ekwipunkiem ruszyłam do salonu, gdzie rozłożyłam się przed telewizorem i zaczęłam oglądać jakiś program. Gdy zjadłam przełączyłam na kanał muzyczny i ruszyłam do szafy. Do treningu miałam jeszcze ponad dwie godziny, więc spieszyć się nie muszę. Wyszukałam ubrania i wydrukowałam plany treningowe dla wielkoludów. Ruszyłam do łazienki, gdzie wyprostowałam moje i tak długie włosy. Następnie zrobiłam delikatny makijaż. Nagle zadzwonił mój telefon.
-Hej Miki- odebrałam szczęśliwa.
-Cześć siostrzyczko! Nie zadzwoniłaś wczoraj- faktycznie, miałam do niego dzwonić, kuuuuurde.- Jak ci poszło?
-Podpisałam umowę i za godzinę prowadzę pierwszy trening- odpowiedziałam spokojnie, ale w środku szalałam ze szczęścia.
-Naprawdę?
-Nie, na niby. Zieliński, głupie pytania zadajesz- zaśmiałam się i zaczęłam pakować rzeczy do sportowej torby.
-Po nazwisku to po- zaczął, ale mu przerwałam.
-No, no. Nie rozpędzaj się tak braciszku, bo cię odwiedzę w tej Warszawce- ostrzegłam go i wrzuciłam buty do torby.
-Nie strasz, gwiazda- zaśmiał się.
-Bardzo miło się rozmawia, ale ja już muszę kończyć, bo zaraz wychodzę. Także buziak dla ciebie i kończę, pa- powiedziałam.
-No, trzymaj się maleństwo. Dasz radę.
-Wiem przecież- zaśmiałam się, pożegnałam z bratem i zakończyłam połączenie. W torbie miałam już zapakowany cały strój sportowy, dorzuciłam jeszcze teczkę z planami i ręcznik i ruszyłam do auta. Opuściłam mieszkanie dokładnie je zamykając, naciągnęłam na nos okulary przeciwsłoneczne i wyszłam z bloku. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam na halę. Nie byłam pewna, czy jestem gotowa na to, aby zacząć pracę. Jednak klamka zapadła i już nie mam odwrotu. Zatrzymałam się pod halą i weszłam do środka. Odebrałam od sekretarki klucz do mojego gabinetu, w którym się przebrałam i zabierając wodę, ręcznik i teczkę ruszyłam na siłownię. Nikogo jeszcze nie było, więc postanowiłam chwilę poćwiczyć. Wskoczyłam na bieżnię i czekając na Skrzatów przebiegłam prawie dziesięć kilometrów. Nagle usłyszałam głos przy drzwiach:
-Nie tylko brzuch ma fajny.
-Słyszałam!- krzyknęłam i zeszłam z bieżni. Zabrałam teczkę z ławki i zaczęłam im rozdawać plany treningowe jednocześnie do nich mówiąc.
-To są plany na najbliższe trzy dni. Na każdy dzień inne ćwiczenia. W czwartek dostaniecie plany na kolejne trzy dni. I tak regularnie. Jeżeli czegoś nie dopatrzyłam i nie możecie wykonywać jakichś ćwiczeń lub też możecie ale nie w takiej ilości, dajcie znać. Wszystko przedyskutujemy i dojdziemy do porozumienia. Mam nadzieję jednak, że nie strzeliłam żadnej gafy. To chyba tyle. Wiecie co gdzie leży, więc do pracy.
-Jedno pytanie- powiedział Winiarski.
-Mogłam się domyśleć. Jakie pytanie.
-To są ćwiczenia tylko na trzy dni?- zapytał zszokowany.
-Tak. Standardowy zestaw, nieco zmodyfikowany i dostosowany do waszego stanu zdrowia.
-Ale...- zaczął Michał, ale mu przerwałam.
-Co więcej! Udowodniono, że te ćwiczenia wykonywane regularnie poprawiają wydolność organizmu, reakcje na różnorakie bodźce oraz sprawiają, że organizm staje się silniejszy, jeżeli wiecie co mam na myśli.
-Diabeł, nie kobieta- westchnął Winiarski.
-To wszystkie pytania?- spytałam z nadzieją.
-A nie możemy jednodniowego zestawu podzielić na trzy?- spytał Szalpuk.
-Której części z całej mojej wypowiedzi nie zrozumiałeś?- odpowiedziałam mu pytaniem.- Mam nadzieję, że nie ma więcej pytań. A jeśli są, to tylko sensowne, proszę. Więc?- nikt się nie odezwał.- Świetnie. Zapraszam do roboty. Kolejność jest dowolna, ale wszystkie mają być wykonane. Nie oszukacie mnie. Jest bardzo łatwy sposób, żeby to sprawdzić, ale wszyscy jesteśmy dorośli i nie bawimy się w takie rzeczy.
-Zawsze tyle gadasz?- zapytał Winiarski robiąc pierwsze ćwiczenie z listy.
-Tak. Zawsze mam ostatnie słowo, odpowiedź na wszystko, wszędzie mnie pełno i w sumie, to jestem straszna i okropna i bardzo wam współczuje, że macie taką trenerkę jak ja, ale spokojnie. Mój upór wyjdzie wam na dobre, gwarantuję- nic już nie dodali. Wykonywali ćwiczenia narzekając pod nosem. Nie bardzo się tym przejmowałam. Krążyłam między nimi udzielając wskazówek.
-Laura, mogę cię na chwilę prosić!- usłyszałam przy drzwiach prezesa Piechockiego.
-Oczywiście, już idę! A wam chyba nie muszę mówić, że nie macie przerywać ćwiczeni, prawda?- uśmiechnęłam się uroczo do chłopaków i podeszłam do prezesa.- O co chodzi?
-Obserwuję cię od dłuższej chwili i widzę, że świetnie sobie radzisz- powiedział z uznaniem prezes.
-Bardzo dziękuję. Ale to dopiero pierwszy trening, więc niech mnie pan lepiej nie zachwala- odparłam, na co prezes się zaśmiał.
-Dobrze, dobrze. Mam nadzieję, że dalej będziesz sobie tak świetnie radzić. Do widzenia.
-Do zobaczenia- odpowiedziałam i wróciłam na siłownie. Rozmawiałam z Karolem na temat jednego z ćwiczeń, kiedy usłyszałam dość głośny i przerażający krzyk.



***************
Zapraszam na 8
Buziaki, Dream <3

3 komentarze:

  1. Przeczytałam, ale skomentuje kiedy dojade do mieszkania!❤
    B.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że tak późno, ale nie było mnie w domu, brak internetu itd
    Powiem Ci, że bardzo mi sie podoba
    Czekam na kolejny rozdział
    Ciekawe jak to jeszcze rozwiniesz
    Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Pewnie Bartek. 😂😂😂
    Cudowny rozdział. ❤️❤️❤️
    Czekam na następny.
    Buziaki. 😘💋
    PS Przepraszam za długość komentarza. 😔

    OdpowiedzUsuń